Przejdź do głównej zawartości

Logan - do widzenia, do jutra

Tym razem pierwszy wyłom w postanowieniu pisania o komiksach. Będzie kilka słów o filmie. Oczywiście o filmie z uniwersum Marvela, choć nie MCU. 20th Century Fox nadal nie dogaduje się z Marvelem i linia fabularna X-Menów jest oddzielnie prowadzona. Dotychczasowe produkcje o mutantach były różnie oceniane, ale zazwyczaj nie cieszyły się taką popularnością, jak produkcje z Marvel Cinematic Universe. Kiedy studio zdecydowało się odświeżyć bohaterów i zaproponować ich młodsze wersje należało pożegnać się ze starymi bohaterami. I Logan oddaje hołd dwóm największym bohaterom aż nadto.


Za reżyserię wziął się ponownie James Mangold, którego poprzedni Wolverine w ostateczności można ocenić, jako przyzwoity. Tym razem trafił z formą na igrzyska. Filmem Logan z serią o mutantach żegnają się dwaj wielcy aktorzy: Hugh Jackman i Patrick Steward. Nie ma wątpliwości, że to ich ostatnie role, choć nie raz zapędy scenarzystów pokazywały, że koniec nie zawsze musi koniec oznaczać. Niemniej jednak po takim zakończeniu powrót "starego" profesora X i "starego" Wolverina byłby idiotycznym pomysłem. Tak, wiem, że Terminatora zabijali i wskrzeszali chyba z pięć razy :)

Nie będę opisywał linii fabularnej ani skupiał się na poszczególnych scenach. Logan zrobił na mnie wrażenie z zupełnie innego powodu. Jest to zachwycająco spójne kino. Żaden film o mutantach zrobiony przez Foxa nie zrobił na mnie tak dobrego wrażenia. Najbardziej zaskakujące jest to, że Logan, wprowadza całą masę wątków, twistów fabularnych, odwołań do komiksowych i filmowych przygód superbohaterów, które można było zwyczajnie spartolić, a nie zrobiono tego, w zasadzie w żadnym z przypadków. Oczywiście można się czepiać, że motywacja młodych mutantów nie została wyjaśniona, ale zastanówmy się chwilę, czy była nam ona do czegoś potrzebna. Historia koncentruje się na Loganie i pozostaje mu wierna do samego końca.

Nie przypominam sobie, żeby dotychczas superbohaterowie byli pokazani tak ludzko. Całe superbohaterstwo już z nich uleciało i pozostało bezlitosne człowieczeństwo z absolutnie fatalistyczną konsekwencją. Jednocześnie Logan nie jest patetyczny, choć konia z rzędem temu, komu choć raz nie drgnie warga w smutnym odruchu. Akcenty rozłożone są prawidłowo. Kiedy akcja ma toczyć się wartko, oglądamy krwiste sceny, które potwierdzają, dlaczego film dostał najwyższą kategorię R. Kiedy widz potrzebuje wytchnienia, oglądamy surowe plenery i jak w solidnym kinie drogi podróżujemy z bohaterami przez bezdroża oraz ich osobowość.

Krótko i na temat: dostajemy smaczne, solidne kino, tak niepodobne do wcześniejszych mutanckich produkcji. Wolverine próbował być ambitniejszy, ale widać Mangold musiał dojrzeć, żeby nakręcić Logana. Bardziej godnego pożegnania dla dwóch wielkich bohaterów superbohaterskiego uniwersum chyba nie można było sobie wymarzyć.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Homecoming czyli Spider-Man w wersji Hi-Tech

Przed seansem najnowszej produkcji MCU miałem wiele obaw. Wszak Spider-Man: Homecoming to pierwszy film Marvela po włączeniu postaci Pajączka do uniwersum. W dodatku nadal produkowana przez Sony. Dodatkowo swoista słabość, którą mam do tej postaci podnosiła oczekiwania i dodawała niepokoju wobec efektu końcowego. Spider-Man: Homecoming jest zdecydowanie filmem Marvela kierowanym do młodszego widza, niż wcześniejsze produkcje. Na szczęście nie razi infantylnością, choć trochę brak rozmachu poprzednich filmów. Obrazów apokalipsy, eksplozji niszczących pół miasta, czy morderczych kosmitów. Nikt nie ginie, a nawet katastrofa lotnicza odbywa się pustym samolotem na opuszczonej plaży. Oczywiście winić należy kategorię wiekową filmu. Niestety, brak również postaci znanych z komiksów w ich klasycznych wcieleniach. Ciocia May, Mary Jane, Flash, a nawet Vulture są odmienieni. Unowocześnieni, wpisani w trendy współczesnego świata. Nowoczesność i wielokulturowość kłują w oczy. Największy...

Lek na śmierć nie taki skuteczny

Pierwsza część Więźnia Labiryntu zaskoczyła jakością. Uniknęła wielu pułapek, w jakie wpada kino młodzieżowe, które w swoim rozkwicie brało na warsztat, co popadło i w rezultacie "szło na ilość", zamiast skupić się na jakości. Tymczasem opowieść o grupie nastolatków, którzy z niewiadomych powodów zostali zamknięci w tajemniczym, technologicznie zaawansowanym labiryncie, nie tylko dawała się oglądać, ale nawet skłaniała do pozytywnej oceny. Nie znam literackiego pierwowzoru, więc w ogóle nie interesuje mnie porównanie do książki, a jedynie chłodna ocena dzieła filmowego, który pozostawiał przyjemne wrażenie. Zakończenie pierwszej części pozwalało oczekiwać podobnej jakości w kolejnej, zwłaszcza, że pozostawiało widza w pewnym zawieszeniu i oczekiwaniu, dodatkowo serwując mu twist fabularny, który zna z seriali. Druga część o polskim podtytule Próby ognia miała zdecydowanie inny klimat. Bohaterowie, znacznie dojrzalsi w doświadczenia i świadomość swojej sytuacji, pr...

Pajęcza wyspa - powrót do starych czasów

Za kilka dni premiera kolejnego rebootu Spider-Mana na wielkim ekranie. Tym razem w całości pod skrzydłami Marvela, co rodzi kolejne oczekiwania. Skłoniło mnie to do sięgnięcia po  The Amazing Spider-Man: Pajęcza Wyspa , wydanego w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. Od pajączka rozpocząłem przygodę z komiksem, więc przed pójściem do kina warto przeczytać kilka historii z Peterem w roli głównej. Pajęcza Wyspa  po opisie na okładce zapowiada się ciekawie. Przez działanie tajemniczego wirusa lub tajemnej siły wszyscy mieszkańcy Manhattanu otrzymują pajęcze moce. Co może z tego wyniknąć można się tylko domyślać. Zbiorcze wydanie Pajęczej wyspy zaczyna się od komiksu Spider Island: Deadly foes i chyba gorszego początku nie można sobie wyobrazić. Wraz z tym interludium wracają demony z przeszłości. Przypomina o sobie historia, przez którą znielubiłem Marvela i na której wykoleił się TM - Semic. Kilkunastomiesięczna epopeja z klonami, Szakalem i niedorzecznymi zwro...