Przejdź do głównej zawartości

Baby Groot, wszędzie Baby Groot...

Tym razem na gorąco, prosto z kina, wrażenia po seansie Strażników Galaktyki Vol. 2. Krótko i na temat.

Ze wszystkich superbohaterskich filmów Marvela Strażnicy byli chyba najbardziej "odjechani". Wiem, wiem, jest jeszcze Deadpool. Ale to, po pierwsze, Fox, a po drugie, przypadek Deadpoola jest nieuleczalny i mam do niego ambiwalentny stosunek (pacz). Natomiast kosmiczna zbieranina postaci, które niczego nie biorą na poważnie budziła moją sympatię, zarówno na kartach komiksu, jak i płótnie ekranu.

Wobec drugiej części miałem dość wysokie oczekiwania. Konsekwentnie nakręcana spirala marketingowa pozwalała sądzić, że Strażnicy Vol. 2 conajmniej tak dobrzy, jak Vol. 1. A mały Groot, którego wszędzie pełno był kolejnym wabikiem.


A jak wyszło? Pierwsze recenzje i opinie mówiły o bolączkach scenariusza. Niektórzy wręcz opisywali drugich Strażników, jako najgorszy film Marvela (chyba nie widzieli żadnego z Hulków). Niestety jest w tym trochę racji. W zasadzie gdybym miał powiedzieć, o czym jest ten film miałbym spory kłopot. Ot, opowieść się snuje. Otwartych zostaje kilka wątków. Źli są źli, dobrzy są dobrzy. Przemiana dobrych w złych i złych w dobrych też bez żadnych emocji. Trochę płasko. Płaska jest również gra aktorska. Ewidentnie konieczność gry na green boksach aktorom nie służy.

To tyle tytułem zderzenia oczekiwań z realiami. Jest jednak kilka plusów. Pierwszy to komiksowość filmu. Realizmu nie ma za grosz, a niektóre sceny wyglądają, jak kalki komiksowych plansz. Drugi to humor. Film jest zabawny, choć niektóre żarty wydają się pretensjonalne. Trzeci to Baby Groot. Za samą obecność.



Bądźmy poważni. Na Strażników nie idzie się w celu kontemplacji przepięknych zdjęć i docenienia kompozycji kadru. Nie oczekujmy od Marvela głębi intelektualnej i roztrząsania problemów egzystencjalnych. Na filmy o superbohaterach idziemy, żeby świetnie się bawić, oczyścić ze stresu, przećwiczyć czasem mięśnie brzucha. To egzemplifikacja najbardziej elementarnych emocji: dobro/zło. To pierwsze musi zatriumfować, to drugie przegrać, a zanim to nastąpi będziemy świadkami spektakularnego łubu-dubu. I w Strażnikach jest ono naprawdę spektakularne. Już wiadomo, czemu postprodukcja trwała tyle czasu. Gra aktorska pozostawia wiele do życzenia, ale nie jest to pretendent do Oskara.

Reasumując, mogło być lepiej. Strażnicy Galaktyki Vol. 2 nie są najlepszym filmem z Uniwersum Marvela, ale też nie są najgorszym. Generalnie mam z nimi kłopot. Bo z jednej strony, aż chciałoby się nie zostawić na nim suchej nitki, a z drugiej jest tym, co w ekranizacji komiksów najlepsze. Łącznie to takie 6,8/10.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Homecoming czyli Spider-Man w wersji Hi-Tech

Przed seansem najnowszej produkcji MCU miałem wiele obaw. Wszak Spider-Man: Homecoming to pierwszy film Marvela po włączeniu postaci Pajączka do uniwersum. W dodatku nadal produkowana przez Sony. Dodatkowo swoista słabość, którą mam do tej postaci podnosiła oczekiwania i dodawała niepokoju wobec efektu końcowego. Spider-Man: Homecoming jest zdecydowanie filmem Marvela kierowanym do młodszego widza, niż wcześniejsze produkcje. Na szczęście nie razi infantylnością, choć trochę brak rozmachu poprzednich filmów. Obrazów apokalipsy, eksplozji niszczących pół miasta, czy morderczych kosmitów. Nikt nie ginie, a nawet katastrofa lotnicza odbywa się pustym samolotem na opuszczonej plaży. Oczywiście winić należy kategorię wiekową filmu. Niestety, brak również postaci znanych z komiksów w ich klasycznych wcieleniach. Ciocia May, Mary Jane, Flash, a nawet Vulture są odmienieni. Unowocześnieni, wpisani w trendy współczesnego świata. Nowoczesność i wielokulturowość kłują w oczy. Największy...

Lek na śmierć nie taki skuteczny

Pierwsza część Więźnia Labiryntu zaskoczyła jakością. Uniknęła wielu pułapek, w jakie wpada kino młodzieżowe, które w swoim rozkwicie brało na warsztat, co popadło i w rezultacie "szło na ilość", zamiast skupić się na jakości. Tymczasem opowieść o grupie nastolatków, którzy z niewiadomych powodów zostali zamknięci w tajemniczym, technologicznie zaawansowanym labiryncie, nie tylko dawała się oglądać, ale nawet skłaniała do pozytywnej oceny. Nie znam literackiego pierwowzoru, więc w ogóle nie interesuje mnie porównanie do książki, a jedynie chłodna ocena dzieła filmowego, który pozostawiał przyjemne wrażenie. Zakończenie pierwszej części pozwalało oczekiwać podobnej jakości w kolejnej, zwłaszcza, że pozostawiało widza w pewnym zawieszeniu i oczekiwaniu, dodatkowo serwując mu twist fabularny, który zna z seriali. Druga część o polskim podtytule Próby ognia miała zdecydowanie inny klimat. Bohaterowie, znacznie dojrzalsi w doświadczenia i świadomość swojej sytuacji, pr...

Pajęcza wyspa - powrót do starych czasów

Za kilka dni premiera kolejnego rebootu Spider-Mana na wielkim ekranie. Tym razem w całości pod skrzydłami Marvela, co rodzi kolejne oczekiwania. Skłoniło mnie to do sięgnięcia po  The Amazing Spider-Man: Pajęcza Wyspa , wydanego w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. Od pajączka rozpocząłem przygodę z komiksem, więc przed pójściem do kina warto przeczytać kilka historii z Peterem w roli głównej. Pajęcza Wyspa  po opisie na okładce zapowiada się ciekawie. Przez działanie tajemniczego wirusa lub tajemnej siły wszyscy mieszkańcy Manhattanu otrzymują pajęcze moce. Co może z tego wyniknąć można się tylko domyślać. Zbiorcze wydanie Pajęczej wyspy zaczyna się od komiksu Spider Island: Deadly foes i chyba gorszego początku nie można sobie wyobrazić. Wraz z tym interludium wracają demony z przeszłości. Przypomina o sobie historia, przez którą znielubiłem Marvela i na której wykoleił się TM - Semic. Kilkunastomiesięczna epopeja z klonami, Szakalem i niedorzecznymi zwro...