Z założenia miało być tylko o komiksach, ostatecznie o ekranizacjach komiksów także. Niemniej pozwolę sobie czasem uczynić wyjątek od reguły. Na ekrany kin wkroczył Obcy: Przymierze i z olśniewającym blaskiem przypomniał mi o sile serii o Ksenomorfie. Serii, która trafiała do wyobraźni od lat młodzieńczych, a ciągle ma zaskakującą świeżość. Fabuła nowego Obcego osadzona jest po wydarzeniach ukazanych w Prometeuszu, a przed przygodami Ripley w Obcym: Ósmym pasażerze Nostromo . Scott snuje dalszy ciąg opowieści o początkach ksenomorfa, a jednocześnie o kresie obcej cywilizacji, jeszcze w Prometeuszu zajawionej, jako przodków ludzkości. Historia skupia się głównie wokół dziwnej planety, która niespodziewanie pojawiła się na drodze statku kosmicznego Przymierze. Sam potwór, mimo iż spektakularnie pokazany w kilku fazach rozwoju jest tylko krwawym dodatkiem do opowieści. Scottowi udało się stworzyć najlepszy film o Obcym. Mimo wielu odniesień do sztuki, kultury, czy literatury...